Po szabacie, pierwszego dnia z rana,
szła Magdalena, by namaścić Pana.
Właśnie słońce wschodziło i rzęsy złotymi
budziło ze snu, to co żyje na ziemi.
Swym ciepłym tchnieniem suszyło trawę.
Całowało litościwie oczy łzawe...
Ref. To dzień, dzień, dzień zmartwychwstania.
To dzień, dzień, dzień ukazania się.
Dzień, dzień, dzień, zmartwychwstania to dzień. /x2
I spiesząc otulona rankiem, tęsknotą
stanęła przed żałobną grotą
i zdziwiona spostrzegła, że właśnie tym razem
grób nie jest zamknięty jak zawsze głazem.
Niemało strwożona z pobladłymi usty,
zagląda do wnętrza grób cały pusty...
Ref. To dzień...
szła Magdalena, by namaścić Pana.
Właśnie słońce wschodziło i rzęsy złotymi
budziło ze snu, to co żyje na ziemi.
Swym ciepłym tchnieniem suszyło trawę.
Całowało litościwie oczy łzawe...
Ref. To dzień, dzień, dzień zmartwychwstania.
To dzień, dzień, dzień ukazania się.
Dzień, dzień, dzień, zmartwychwstania to dzień. /x2
I spiesząc otulona rankiem, tęsknotą
stanęła przed żałobną grotą
i zdziwiona spostrzegła, że właśnie tym razem
grób nie jest zamknięty jak zawsze głazem.
Niemało strwożona z pobladłymi usty,
zagląda do wnętrza grób cały pusty...
Ref. To dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz